poniedziałek, 10 września 2018

XIII. Pozwól mi poczuć się kochanym.

Spędziliśmy na tej kanapie całą noc, której z resztą praktycznie nie przespaliśmy. Długimi godzinami rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym tak naprawdę. I przyznałam sobie w duchu, że to był najlepszy czas mojego życia. Może wyszłam na aspołeczne ścierwo, ale nic nigdy nie dało mi tyle radości i poczucia bezpieczeństwa, co uwięzienie w domu w środku lasu wraz z moim najlepszym przyjacielem. Chociaż czy tak właśnie powinnam nazywać to, co jest między nami? Przyjaźń? Ponieważ zasadniczo powiedzieliśmy sobie wzajemnie co czujemy i czego oczekujemy. Ale Zayn nie powiedział, że rzuci to wszystko co jest związane z kapłaństwem. Zayn ani razu nie wspomniał o tym, że zrezygnuje ze święceń dla mnie. I to powoli rozpruwało moje serce. Nie ma chyba nic gorszego niż świadomość, że jesteś w kimś zakochana, ta osoba być może czuje to samo... Ale ona i tak odejdzie i o tobie zapomni.
Około czwartej nad ranem usłyszałam ciche pochrapywanie Zayna, więc uznałam, że chyba najwyższa pora pójść spać. Ciągle zastanawiałam się też jak mężczyzna wytrzymał mój ciężar na sobie przez tyle czasu. Chciałam delikatnie zsunąć się z niego i ułożyć tuż obok, jednocześnie nie spadając z kanapy, lecz gdy tylko moje ciało niezdarnie ześlizgnęło się z jego skóry, ten szybko wyciągnął rękę i uchronił mnie przed upadkiem. Przycisnął mnie mocno do swojej piersi i nic nie mówił ani nie otworzył oczu. Po prostu zasnęliśmy tak, wtuleni w siebie.
Obudziłam się około 11. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wciąż jestem naga, ale owinięta swoim białym kocem. Zayna nie było przy mnie i przez moment pomyślałam, że może to wszystko mi się przyśniło. Jednak delikatny ból w pachwinach uświadomił mi, że to z pewnością nie był sen. Uniosłam się delikatnie na łokciach, żeby wyjrzeć przez drzwi prowadzące na taras i zobaczyłam, że burza śniegowa wciąż trwa. Nie byłam w stanie stwierdzić czy zdołałabym chociaż otworzyć drzwi przez prawdopodobnie metrową zaspę śniegu tuż przed nimi.
- Dzień dobry - usłyszałam za sobą.
Zayn był w kuchni i zmierzał w moją stronę, a ja zaczęłam się zastanawiać jak mogłam go nie usłyszeć:
- Cześć, Zee. - przeciągnęłam się na kanapie.
- Mam nadzieję, że lubisz płatki owsiane?
- Zrobiłeś mi owsiankę? - mój brzuch jak na zawołanie zaburczał.
- Tak jakby. To płatki owsiane z jogurtem, suszoną żurawiną, odrobiną miodu i jakieś tam nasionka. - postawił przede mną miseczkę.
Ciekawe czy na co dzień też jada tak zdrowo.
- Czy możemy zostać tu na zawsze? - praktycznie jęknęłam, wpychając sobie pierwszą łyżkę jedzenia do ust.
- Obawiam się, że nie, Kochanie, zapasy jedzenia wkrótce się skończą. - mrugnął do mnie, upijając łyk herbaty, a ja popatrzyłam na nią jak na garniec złota, więc ze śmiechem przysunął swój kubek w moją stronę.
- Dlaczego ty nie jesz? - wzięłam spory łyk, jak się okazało, bardzo gorącego napoju i zaczęłam bardzo nieatrakcyjnie kaszleć.
- Powoli, panno Craven! - zabrał ode mnie kubek i przytulił go do siebie, bo hej, zbezcześciłam jego herbatę. - Wstałem trochę wcześniej niż ty, zdążyłem już coś zjeść.
- I co będziemy dziś robić?
- No nie wiem... Muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć, że utknąłem. Pasowałoby też poinformować Collinsa, że w ogóle żyję.
- Ja chyba też powinnam zadzwonić do Seana, co? - przechyliłam głowę.
- Jak uważasz. - zmarszczył brwi i wziął łyk herbaty.
- Dobra. - odstawiłam pustą miskę na stolik. - O co chodzi z tobą i Seanem? Dlaczego zachowujecie się jak dzieci?
- Zacznijmy od tego, że to on zaczął.
Przewróciłam oczami, bo to było jeszcze bardziej dziecinne niż celowe mylenie imienia mojego kuzyna.
- Jego odzywka była zbędna. Nawet jeśli nie wiedział, że byłem tam z tobą, nie powinien się tak wyrażać. To było po prostu chujowe z jego strony.
- Naprawdę aż tak cię to ruszyło?
- Tak, Lydia. A on zrobił to celowo i po prostu... Nie lubię go, okay? Jest w nim coś dziwnego, nie podoba mi się to. Już nawet nie chodzi o nazywanie mnie "klechą". - zrobił nawias w powietrzu.
- O czym ty mówisz, Zee?
- Nie wiem, może się mylę. Ale sądzę, że Sean ma coś do ciebie. Nie lubię sposobu, w jaki na ciebie patrzy.
Zmarszczyłam brwi na słowa Zayna. Przecież to była kompletna bzdura!
- Zayn, to jest mój kuzyn.
- Ta, ale wiecie o swoim istnieniu dopiero kilka miesięcy. Czujesz z nim w ogóle jakieś więzi rodzinne?
I teraz mogłam tylko milczeć, bo w zasadzie... Sean był dla mnie bardziej jak kolega niż jak członek rodziny. Ale co to miało do rzeczy?
- Pamiętam, kiedy przyjechałem po ciebie, żeby zabrać cię do pracy i Sean siedział tutaj w kuchni. Jak poszłaś na górę po telefon, on powiedział coś w  stylu "Nie wiem na co liczysz, młody, ale to na marne. Ona w końcu przejrzy na oczy i pójdzie ze mną.". Naprawdę nie wiem co miał wtedy w głowie, ale to wywołało we mnie niepokój.
Siedziałam z rozchylonymi ustami i patrzyłam na Zayna w szoku, bo co on właśnie powiedział? Co powiedział Sean?! Przecież ja nigdy nie dałam mu nawet powodu do myślenia, że między nami może się coś zadziać!
- Żartujesz. - wykrztusiłam.
- Chciałbym. - spuścił wzrok na swój napój, a mi zaschło w gardle, dlatego wzięłam od niego kubek i opróżniłam jego zawartość do końca.
To, że byłam w szoku, było niedopowiedzeniem. Czułam strach, złość i zniesmaczenie jednocześnie. Dlaczego Sean powiedział coś takiego? Jakim prawem mówił takie rzeczy? Co pozwoliło mu myśleć, że wie co dla mnie najlepsze?
Ale najgorzej czułam się z faktem, że powiedział to do Zayna. Bo co on mógł sobie o mnie myśleć?Na jego miejscu pewnie sądziłabym, że Sean nie mógł wyssać sobie tego z palca. Ale tak właśnie było! Czułam się okropnie i zachciało mi się płakać. Jakim prawem...
- Hej, Mała, no przestań. - otulił mnie ramieniem i ucałował moje włosy. - Nie powinienem ci tego mówić.
- A właśnie, że powinieneś. Tylko powinieneś zrobić to od razu.
- Zepsułem święta? - zamruczał niewyraźnie.
- Nie, masz rację. Nie powinniśmy w ogóle o tym rozmawiać. - westchnęłam, podciągając koc pod szyję. - Rozmówię się z nim kiedy indziej.
- Wolałbym, żebyś mu o tym jednak nie wspominała. - odchrząknął, a ja zmarszczyłam brwi.
- Chyba sobie żartujesz. Wyrwę mu jaja po tym, co powiedziałeś.
- Lydia...
- Cicho, już o tym nie mówmy. - podniosłam na niego wzrok. - Zaynee?
- Tak?
- Chciałabym się ubrać. Przyniesiesz mi jakieś ubrania?
- Pewnie. Są w twoim pokoju?
- Tak, znajdziesz coś w szufladzie albo w walizce. - spojrzał na mnie pytająco. - Jeszcze wczoraj myślałam, że wyjeżdżam, tak? Później ty się zjawiłeś.
Pogłaskał moje kolano z uśmiechem i wstał, udając się na górę. A ja nie mogłam powstrzymać się od patrzenia, jak mięśnie jego nagich pleców napinają się przy każdym ruchu. Zayn tak dobrze wyglądał, przemierzając mój dom w samych obcisłych, czarnych spodniach i białych bokserkach wystających zza ich linii. Zdecydowanie mój ulubiony widok.
Wzięłam mój telefon leżący na stoliku i wybrałam numer do Seana:
- Cześć, Sean. - przełknęłam głośno ślinę.
- No cześć, Li. Jak sytuacja?
- Odcięli mi prąd, także niedługo padnie mi bateria i nie będziemy mieli kontaktu.
- Żartujesz... Boże, jadę po ciebie!
- Sean, nawet nie otworzę ci drzwi, bo są zasypane. - westchnęłam ciężko. - Jeśli masz możliwość, jedź do Meredith. Tylko o to cię proszę. Ja prawdopodobnie przesiedzę tu do Nowego Roku. - podrapałam się po głowie i nagle coś mi zaświtało. - Muszę kończyć, żeby oszczędzać baterię.
- Lydia, wszystko dobrze? Martwię się.
- Czym się martwisz?
- Byłaś bardzo przejęta tymi świętami, a teraz jakby nigdy nic mówisz, że posiedzisz sama jeszcze w Sylwestra.
- Utknęłam tu, Sean.
- Mogę wezwać pomoc; straż pożarną, policję...
- Nie ma takiej potrzeby, dobrze sobie radzę. Nie chcę tylko, żeby Meredith była sama w święta. - nie czekając na jego odpowiedź wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
W trakcie rozmowy z Seanem wpadł mi do głowy pewien szalony pomysł. Uruchomiłam więc przeglądarkę internetową w telefonie i wyszukałam stronę linii lotniczych. Po wejściu w zakładkę z promocjami okazało się, że przez ostatnie anomalie pogodowe lotnisko oferuje bardzo tanie bilety na wybrane loty w okresie Sylwestrowym. Cóż, najwyraźniej założyli, że pogoda ma się poprawić w tym czasie. Oczywiście szybko sprawdziłam prognozy na najbliższy tydzień i faktycznie, za jakieś dwa dni miało przestać padać. Wróciłam na stronę lotniska i zobaczyłam coś, przez co moja twarz praktycznie rozerwała się na pół przez uśmiech. Cena była w zasadzie śmieszna, a ja i tak nie mogłam narzekać na brak gotówki, której w zasadzie nie miałam na co wydawać. Zadowolona z siebie wypełniłam wszystkie potrzebne informacje i pstryk! Kupiłam nam bilety na Sylwestra na Bora Bora.
Zayn wrócił do salonu trzymając ułożone w kostkę ubrania i zmarszczył brwi spoglądając na mnie:
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Wyśmienicie. - wydęłam dolną wargę z uśmiechem. - Dlaczego pytasz?
- Bo uśmiechasz się jak psychopata, Kochanie. - delikatnie trącił moją brodę palcami, przez co zarumieniłam się nieznacznie. - Ubieraj się.
Przyjrzałam się rzeczom, które przyniósł mi Zayn i uniosłam brew ku górze. W zasadzie do mnie należała jedynie bielizna, z czego i tak wybrał prawdopodobnie tą najbardziej "śmiałą"; czarne koronkowe stringi i siateczkowy czarny stanik, w którym całkowicie było widać moje piersi:
- A gdzie reszta MOICH rzeczy? - zapytałam z rozbawieniem.
- Wolę, kiedy zakładasz moje rzeczy. - rozsiadł się w fotelu na przeciwko i oblizał dolną wargę, jednocześnie skubiąc swoją brodę palcami, na co zmarszczyłam brwi.
- Okej, w takim razie poproszę cię o opuszczenie tego pokoju... No wiesz, skoro mam się ubrać.
- Nie ma mowy. - zaśmiał się delikatnie. - Dałaś mi wolną rękę, jeśli chodzi o wybranie twojej garderoby. Teraz chcę cię zobaczyć. - puścił mi oczko, co okej.
Poczułam gorąco rozprowadzające się po całym moim ciele i kumulujące się w moim podbrzuszu.
- Widziałem cię już nago, Li, nie masz się czego wstydzić.
- Ja wiem, że nie, Zayn.- wciąż tylko siedziałam i jak zahipnotyzowana patrzyłam wprost w jego oczy.
- Więc o co chodzi?
W moich źrenicach prawdopodobnie zatlił się ogień, kiedy wstałam z kanapy i chwytając ubrania leżące obok mnie, zaczęłam powoli do niego podchodzić. Koc z każdym krokiem odsłaniał coraz więcej fragmentów mojego ciała, a uśmiech na mojej twarzy poszerzał się wraz z ilością adrenaliny w moich żyłach. Zayn patrzył na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale z jego oczu wciąż biło pożądanie i coś, czego nie mogłam do końca zidentyfikować. Nazwałam to po prostu uwielbieniem:
- Mam nadzieję, że mi pomożesz. - opuściłam koc na ziemię stając przed Zaynem całkowicie nago.
Rzuciłam w niego ubraniami trzymanymi w ręce i wyszeptałam:
- Zaczynaj.
Mężczyzna chwycił mnie za tył ud i delikatnie przyciągnął mnie do siebie tak, abym stanęła pomiędzy jego nogami. Złożył miękki pocałunek tuż nad moim pępkiem i chwycił majtki leżące obok niego. Wplotłam palce w jego włosy, żeby utrzymać równowagę, na co otrzymałam ciche mruknięcie z jego ust. Wiedziałam, że to lubił. Już wiedziałam.
Koronka drażniła moją skórę, kiedy Zayn wręcz boleśnie powoli wciągał ją na moje biodra. Gdy materiał ułożył się na swoim miejscu, mężczyzna pochylił się do mojej kobiecości i ucałował ją przez koronkową powłoczkę, po czym przyłożył do niej płasko swój gorący język. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i lekko szarpnęłam za jego włosy. Zayn uniósł na mnie spojrzenie, przez co głośno przełknęłam ślinę i zamrugałam kilkukrotnie, kompletnie oczarowana jego długimi rzęsami. Powoli odwrócił mnie tyłem do siebie i nagle poczułam, jak zatapia zęby w moim lewym pośladku:
- Zayn! - pisnęłam zaskoczona, czując podniecenie zalewające moje ciało.
Mężczyzna wstał i zaczął w tym czasie obdarowywać pocałunkami mój kręgosłup oraz kark. Sięgnął do tyłu po stanik spoczywający na fotelu i wciąż stojąc za mną, wsunął moje ręce w ramiączka bielizny. Nie zapomniał oczywiście o krótkim i zbyt krótkim (jak dla mnie) masażu piersi, na który zareagowałam cichutkimi jęknięciami. Zayn w odpowiedzi ułożył dłoń na mojej kobiecości i docisnął moje pośladki do swojego krocza, dając mi tym znać, że jemu też się podoba. Odwróciłam się do niego z zalotnym uśmiechem i pchnęłam go na fotel, następnie siadając na nim okrakiem:
- Co pan wyprawia? - ułożyłam dłoń na jego twardym penisie i ścisnęłam go przez spodnie.
- Za-zapytałbym o to samo. - z fascynacją obserwował moje dłonie między naszymi ciałami.
- Czy tak jest dobrze? - szarpnęłam nieco mocniej w dół, na co Zayn jęknął przeciągle i odchylił głowę do tyłu, przez co miałam idealny podgląd na jego drżące jabłko Adama.
- Z tobą mi dobrze, Lydia. - sapnął ciężko, na co zarumieniłam się lekko i nie mogłam już dłużej się powstrzymywać.
Chwyciłam jego twarz w dłonie i złożyłam na jego ustach pełen pasji i namiętności pocałunek. Mężczyzna mocno chwycił za moje pośladki i masował je swoimi miękkimi dłońmi, jednocześnie chcąc wytworzyć nieco tarcia między nami. Moja łechtaczka ocierała się o zgrubienie w jego spodniach, a materiał koronki jedynie potęgował odczucia. Czułam, że ciemnieje mi przed oczami, krew płynie jakoś szybciej i głośniej, jednocześnie kumulując się w mojej kobiecości, która wręcz domagała się Zayna. Każda pieprzona komórka mojego ciała wrzeszczała, że potrzebuje Zayna i to natychmiast, a ja nie mogłam nic na to poradzić, rzeczy po prostu się działy.
Nagle z ust mężczyzny padło zdanie, którego nie zrozumiałam:
- Mógłbyś powtórzyć, Zee? - zapytałam, delikatnie całując jego ucho i szczękę.
- Pytałem... Prosiłem w zasadzie... - odsapnął ciężko. - Proszę... Pozwól mi poczuć się kochanym, Lydia. Chociaż dzisiaj.