piątek, 29 września 2017

IX. Zrobiłbym wszystko, żebyś była moja, rozumiesz?

Gdzie był Gabryś przez ten czas, zapytacie.
Otóż Gabryś ma zajęcia codziennie od 7 do 16 i śpi przez większość życia :))))
Zajadę się kiedyś, enjoy! x


- Boże, co jest? - złapałam się za klatkę piersiową i nerwowo zagryzłam wargę.
- Nie wiem, co oni znowu nawymyślali. - westchnęła ciężko. - Tutejszy doktor to jakiś Porąbaniec i nawet nie wiem, czy ma rację, ale napsuł mi krwi na cały wyjazd.
- Meredith, ale co on ci powiedział! - jęknęłam nerwowo.
- Myśli, że mam jakiegoś pieprzonego raka kości!

---

- Chcę pogadać, Mała. - westchnął Zayn, kiedy wypruta z życia zwlekłam się na dół i usiadłam na stołku przed nim.
Mężczyzna wykładał właśnie gorącą jajecznicę na mój talerz, ale nie mogłam nawet się na tym skupić, jedynie patrzyłam posępnie w blat:
- Chodzi o poprzedni wieczór. - przerwał na chwilę, ale nie widząc reakcji z mojej strony postanowił kontynuować. - Mieliśmy robić głupoty i nie żałować, doskonale o tym wiem. I nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał być z siebie zadowolony. - nerwowo przetarł twarz dłonią. - Ale nie jestem, Lydia. W ogóle nie jestem. Niby wszystko jest okay, stało się. Ale to nie powinno mieć miejsca. Bóg nigdy mi tego nie wybaczy i szczerze nie wiem, co we mnie wstąpiło. - znów sprawdził moją reakcję, a ja po prostu patrzyłam i czułam, jak dusza ze mnie ulatuje. - Postarajmy się wrócić do normalności, codzienności. Zapomnijmy o wczorajszym wieczorze, nic na tym nie stracimy.
- Wypierdalaj stąd, Zayn. - podniosłam na niego zaszklony wzrok, a moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Zabieraj swoje rzeczy i wypierdalaj.
- Mała... - zawahał się, zaskoczony. - Ale możemy się przyjaźnić.
- Wypierdalaj, powiedziałam! - wrzasnęłam, chwytając talerz z jedzeniem i roztrzaskując go na podłodze. - Jesteście beznadziejni, wszyscy! I wszyscy i tak odejdziecie, każde z was. Meredith przygarnęła sobie sierotę do podlewania kwiatków, żeby odejść. Ty znalazłeś sobie panienkę do bzykania i już też ci się znudziłam! Po prostu kurwa wyjdź, bo mam dość! - popchnęłam go do tyłu, kiedy ten stał jak wryty z rozchylonymi ustami i nie wiedział, co powiedzieć. - Nie chcę cię już oglądać. - czułam gorące łzy spływające po moich policzkach i miałam wrażenie, że moje płuca drastycznie ograniczyły miejsce na tlen.
- Kochanie, co się stało? Dlaczego płaczesz? - wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja odepchnęłam ją jak najszybciej.
- Nie kochaniuj mi tu! - jęknęłam, zalewając się kolejną falą łez. - Nic się nie stało, tak samo jak wczoraj było niczym. Mam serdecznie dosyć was wszystkich, dlatego wypieprzaj z tego domu jak najszybciej, ja zrobię to samo. Jutro wracam do Birmingham, nie chcę was oglądać. Nigdy więcej. - warknęłam, zaciskając szczękę.-Nawet nie wiesz, jak ogromnie się na tobie zawiodłam, Zayn. Jesteś taki, jak ci wszyscy idioci, o których piszą dziewczyny w swoich romansidłach.
- Lydia, do chuja, nie wykorzystałem cię, czy coś! Wczoraj było naprawdę świetnie, a ja po prostu chcę się upewnić, że wciąż się kumplujemy! Nikt nie mówił o żadnym odchodzeniu!
- Gówno prawda! - krzyknęłam. - Chciałeś tylko zaliczyć kogoś przed seminarium. I gratuluję, udało ci się. Teraz odejdź!
- Nigdzie nie pójdę. - prychnął ze złością.
- Wypierdalaj! - powtórzyłam, z impetem uderzając go otwartą dłonią w twarz.
I wtedy sama zrozumiałam, że przesadziłam. Nie usprawiedliwiała tego rozpacz czy złość, ale w tamtym momencie byłam zbyt dumna, by przyznać się do błędu albo przeprosić. Uderzenie było okazaniem braku szacunku, a oczy Zayna spoglądające na mnie z wyrzutem uświadomiły mi, że tak to odebrał. Odchrząknął nerwowo, opuszczając wzrok:
- J-ja przepraszam... - westchnęłam ostatecznie.
- Nie, to nic. - sapnął smutno. - Faktycznie już na mnie pora. - podrapał się po głowie, nie patrząc na mnie.
- Nie chciałam cię ude...
- Nic się nie stało. - przerwał mi szybko. - Miłej podróży.
Zabrał swoją kurtkę i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Poczułam, że jego słowa podziurawiły mnie na kawałki. Nie chciałam kłótni, nie chciałam problemów. Zayn był idealny i wiedziałam, że nie mogę go teraz stracić. A straciłam kilka miesięcy wcześniej, niż miało się to stać. Odgoniłam łzy i wybiegłam za nim na zewnątrz. Był już w lesie, więc dobiegłam do połowy podwórka:
- Zayn, zaczekaj!
Chłopak odwrócił się niechętnie i zmarszczył brwi:
- Idiotko! - podbiegł do mnie szybko i wziął mnie na ręce. - Jest śnieg i jakieś 16 stopni na minusie! Gdzie twoje buty? Spodnie? Kurtka?
- Zimno mi. - jęknęłam.
- Tak? Ciekawe. - prychnął, odnosząc mnie do domu szybkim krokiem.
- Nie chcę, żebyś wychodził. - szepnęłam, kiedy odkładał mnie na kanapę.
- Dopiero kazałaś mi wypierdalać. - mruknął.
- Jestem rozbita, okay? Jest źle. W sensie w mojej głowie. - poczułam łzy formujące się pod moimi powiekami. - Muszę odpocząć, to wszystko. Przepraszam. - ukryłam głowę w kolanach.
- Mała, spójrz na mnie. - chwycił mój podbródek, kładąc następnie swoją brodę na moich kolanach. - Przepraszam cię za dzisiaj. I za wczoraj, to nie było w porządku.
- Nie, to ja wkurzam się bez powodu. W końcu nic nas nie łączy, tak? To nic nie znaczyło. - pociągnęłam nosem.
- A znaczyło?
- Zabrałeś moje dziewictwo, Zayn. - jęknęłam. - Może i dramatyzuję, bo nie jest to dla mnie coś super ważnego, ale jednak jestem babą i swoje przeżywam. Więc tak, miało to dla mnie jakieś znaczenie. Za dużo sobie wyobraziłam.
- Byłem pijany, Mała...
- Kręcę tylko pijanych facetów. - wzruszyłam ramionami, a Zayn mocno zmarszczył brwi. - Nie musisz mi tego wypominać. Nie chcę już tego słuchać, dobrze? Nie wracajmy do tej nocy, upiliśmy się, trudno.
- Dlaczego to powiedziałaś? - był jakby... Zły?
- Co powiedziałam? - mruknęłam.
- Że kręcisz tylko pijanych facetów.
- Gdybyś nie miał być księdzem, nie pocałowałbyś mnie na trzeźwo, a już na pewno byśmy się nie przespali. Nie wiem, kurwa, czy ten twój Bóg aż tak pożałował mi urody, charakteru, umiejętności rozmowy, czy coś.
- O czym ty w ogóle...
- Stwierdzam fakty. - przerwałam ze sztucznym uśmiechem. - Chciałam jeszcze przeprosić za... - wskazałam na jego policzek. - Za to. - westchnęłam ciężko. - To nie powinno mieć miejsca.
- Racja, nie powinno. - przytaknął.
- Nie zrobiłam tego celowo, wiesz? - zerknęłam na niego, również siedział obok mnie z nogami podkulonymi pod brodę.
- Nie sądziłem, że będziesz aż tak zła za chęć zapomnienia o "tych sprawach" - zrobił cudzysłów w powietrzu.
- Nie byłam zła o to. - przyznałam szczerze.
- A o co?
- Chyba w ogóle nie byłam zła. - zmarszczyłam brwi. - Zdenerwowana, to odpowiedniejsze słowo.
- Nie wiedziałem, że cię zdenerwuję. Naprawdę tego nie chciałem.
- To nie twoja wina, chodzi o Meredith. - westchnęłam, bezradnie opuszczając ramiona i opierając głowę o zagłówek sofy.
- Co się dzieje? - zmarszczył brwi.
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać, kiedyś ci powiem. - uśmiechnęłam się do niego smutno, czując łzy ponownie wzbierające się w moich oczach.
- Chodź tu. - polecił, rozkładając ramiona.
Bez problemu wślizgnęłam się w jego uścisk i poczułam, że całuje mnie w głowę:
- Wiesz. - zaczął niepewnie. - Myślę, że okropnie pieprzysz.
Posłałam mu o co ci chodzi spojrzenie:
- Mam pewne luki, jeśli chodzi o wydarzenia z wczoraj, ale wiem, że było fajnie. Powiem nawet, że fantastycznie. Jesteś piękną, inteligentną i zabawną dziewczyną, Lydia. Czasem zachowujesz się jak ostatnia okrutna szmata, ale to uwielbiam. - poczułam wibracje jego klatki piersiowej, kiedy się zaśmiał. - I nie myśl, że pocałowałem cię tylko dlatego, że byłem pijany. Gdybym tylko nie zamierzał zostać księdzem... Zrobiłbym wszystko, żebyś była moja, rozumiesz?
Uchyliłam usta, jakbym chciała odpowiedzieć, ale nie mogłam. Patrzyłam mu prosto w oczy i czułam, jak krew płynie w moich żyłach. Słyszałam jej szum w głowie, czułam jak serce ją pompuje, jak tętnica na mojej szyi pulsuje z gorąca. "Umieram", pomyślałam od razu. Jednak to nie była śmierć, to Zayn. Zayn tak na mnie działał. Słowa, które wypowiedział były jak klucz do mojego wnętrza, miał mnie całą. Kiedy stałam się taka ckliwa?
- To przerażające, jak bardzo chcę cię teraz pocałować. - zaśmiał się nerwowo, patrząc na moje usta.
- Chcesz w to brnąć? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Jeśli tylko mi pozwolisz. - przeniósł wzrok na moje oczy. - Jestem kompletnie trzeźwy, Lydia.
I nie mam pojęcia, co stało się w tym momencie, ale jedynie położyłam palec na jego wargach i pokręciłam głową, na znak niezgody. Brwi Zayna praktycznie złączyły się po środku:
- Co?
- Nie chcę, żebyś żałował. - wyznałam z zakłopotaniem.
- Skoro sam to zaproponowałem, to myślę, że nie żałowałbym. - uśmiechnął się chytrze.
- Kochanie, wczoraj też zaproponowałeś seks, a rano masz do mnie pretensje. Teraz widzisz, jak to działa? - podniosłam się z niego, Zayn również się wyprostował. - Nie możemy sobie mącić, Zayn. Nawet nie wiesz, jak zagubiona teraz jestem w swoich słowach. - zaśmiałam się gorzko. - Gdybyś tylko wiedział, co dzieje się w mojej głowie, to byś zwariował.
- Chciałem ci po prostu udowodnić, że nie pociągasz mnie tylko wtedy, kiedy jestem pijany.
- Pogarszasz, Zayn. - uśmiechnęłam się.
- Niby jak? - splótł ręce na klatce piersiowej.
- Chcesz mnie pocałować, bo chcesz coś udowodnić. - wściubiłam palec w jego policzek. - Nie dla samego faktu pocałunku.
- Nie to miałem...
- ... Wiem o tym. - przerwałam. - Ale i tak czas postawić sprawę na czymś, bo okropnie miesza mi się pod kopułą. - wskazałam palcem na swoją czaszkę.
- Co proponujesz? - uniósł brew.
- Proponuję potraktować wczorajszy wieczór jako część planu. Nie możemy się w to zagłębiać, czy tego powielać, bo nie jesteśmy bezuczuciowi, Zayn. Wyznania i pocałunki powtarzające się co jakiś czas nie będą już puste...
- ...Nie były puste. - wtrącił stanowczo.
- Właśnie o tym mówię. - westchnęłam ciężko, opierając łokcie na kolanach. - Skoro to nie było puste, to to ma jakiś sens. A nie powinno. Słowa mają moc, wiesz? Boję się, że kiedyś to pójdzie za daleko i przepraszam, że mówię o tym tak wprost, ale jesteś moim przyjacielem i wiem, że mnie nie odtrącisz, tak? Boję się uczuć, Zayn. Boję się, że kiedy będziesz mówił mi rzeczy, których nigdy nie słyszałam, zacznę się przyzwyczajać. Zaczną mi się podobać. I będę szczerze chciała tego słuchać, ale z czasem zechcę czegoś więcej. Będziemy się całować wmawiając sobie, że to część planu albo przyjacielskie buziaki. Ale pocałunek to intymna rzecz i nie wiem... Też uczuciowa? Tak, chyba tego słowa szukam. Pocałunki będą zacieśniać więź między nami, aż zacznę zapominać, że na ciebie czeka seminarium. Zapragnę związku, bo jestem kobietą i niewiele wiem o życiu, ale w tych jebanych książkach naczytałam się o rozwijających się uczuciach i babki na to lecą, no nie? Na czułe słówka i całowanie, rozumiesz. - widziałam, że śmieje się z moich tłumaczeń. - Mówiłam ci, że mi się plącze! - pacnęłam go w ramię. - Gubię się, pomóż mi.
- Okay, Mała, już dobrze. - uspokoił się nieco, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Trochę mi głupio, że patrzysz na mnie tylko przez pryzmat "ksiądz". Nie zapominaj, że jestem też facetem.
- W moich książkach faceci to gnojki i świnie. - jęknęłam jak dziecko, przez co Zayn zaśmiał się tak dźwięcznie, że jego oczy wyglądały, jakby należały do Chińczyka. - Jesteś gnojkiem?
- Mam nadzieję, że nie.
- Skoro tak cię to rozbawiło, to jesteś.
- Wracając. - pokręcił głową z rozbawieniem. -  Bycie alumnem nie zamyka mojego umysłu jedynie na Boga i sprawy wiary.
- Ale zamyka na to twojego penisa, Mój Drogi. - uśmiechnęłam się złośliwie, na co parsknął śmiechem.
- Ta rozmowa nie będzie już teraz poważna, prawda? - chwycił się za brzuch, który najwyraźniej zabolał go ze śmiechu. - To było tak cholernie obsceniczne, Lydia.
- Prawdopodobnie w ostatnie 15 minut przebrnęły przeze mnie wszystkie emocje, jakie tylko znam. Także nie licz na powagę, potrzebuję snu.
- Dlaczego myślę, że jesteś pijana? - popatrzył na mnie z podejrzliwym uśmieszkiem.
- Boże, mam nadzieję, że nie jestem.
I nagle zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać. Może faktycznie byłam pijana? Bo ludzie się tak nie zachowują. Wstają radośni, później są zdruzgotani, wściekają się, kruszą, są zrozpaczeni, mają jakieś miłosne zachwiania, później się śmieją i są przygłupami...
Chwila.
Jakie miłosne zachwiania?
- Muszę już iść, bo proboszcz Collins niedługo wróci. - spojrzał na wyświetlacz swojego LG.
- Ta, już czas. Pogadamy jeszcze, co? - splotłam ręce za plecami, odprowadzając go do drzwi.
- Mam nadzieję, że jeszcze dziś sprawdzę, czy wszystko okay. - spojrzał w stronę kuchni, gdzie leżał rozbity talerz z jajecznicą. - Załóż jakieś kapcie, pokaleczysz sobie stopy. I obiecaj mi, że zrobisz sobie jakieś śniadanie, dobrze?
- Obiecu... - urwałam.
A właściwie nie ja urwałam.
Usta Zayna urwały.
Pieprzone usta Zayna na moich pieprzonych ustach.
Odsunęłam się od niego szybko z zaskoczoną miną i posłałam mu co do cholery spojrzenie. Zayn jedynie uśmiechnął się szeroko:
- Warto było, nie żałuję. Tylko obiecaj mi jeszcze, że umyjesz zęby.
- Gnojek! - krzyknęłam ze śmiechem, sprzedając mu kopa w tyłek.
- Uważaj na siebie, Mała. - zaśmiał się i opuścił mój dom.
Stałam z uśmiechem przed zamkniętymi drzwiami, ale po chwili wpatrywania się w słoje drewna na powłoce przed sobą, mój uśmiech zaczął schodzić. Przewertowałam sobie całą naszą rozmowę i na tamtą chwilę byłam pewna jednej rzeczy:
Zakochałam się w Zaynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz