niedziela, 20 sierpnia 2017

V. Myślisz, że to normalne, że ksiądz idzie prosić o tampony?

Serdecznie dziękuję za ponad 600 wejść, wow!
Przepraszam, że każę wam tyle czekać, a dostajecie takiego gniota XD
 Ale mam nadzieję, że nie jest tak źle, dajcie znać w komentarzu!
Enjoy! x


Wiem, że może za bardzo przejęłam się chorobą Meredith. Chociaż szczerze, prawdopodobnie tylko bałam się przyznać nawet przed samą sobą, że tak naprawdę boję się o siebie. Nigdy nie byłam za nic odpowiedzialna. Nigdy nie zostawałam nigdzie sama. I teraz nie wiedziałam, czy dam sobie z tym wszystkim radę, chociaż nie widziałam też innej opcji. Biłam się z myślami, bo w sumie hej! Co mogłoby się stać? Przecież  nie puszczę domu z dymem, mam trochę oleju w głowie. Nie zbzikuję też z samotności, przecież jest Zayn. Właśnie zastanawiałam się, czy nie zaprosić go na herbatę, zanim pójdę do pracy, ale wtedy usłyszałam:
-Już jestem!-Sean zawołał z przedpokoju, a ja szybko zerwałam się z krzesła w kuchni i pobiegłam mu na przywitanie.
-Sean!-zawołałam nazbyt radośnie, jak na samą siebie.
-Cześć, Młoda!-zaśmiał się i rozłożył swoje ramiona na powitanie, a ja od razu w nie wpadłam.
-Cholera, jesteś lodowaty!-pisnęłam.
-Naprawdę?-zmarszczył brwi.-To dziwne. Na zewnątrz jest tylko jakieś milion stopni na minusie.
-Dupek.-zaśmiałam się.-Chodź, zjesz z nami obiad.
-Jak mama?-zapytał, otrzepując czapkę z płatków śniegu, który spadł niespodziewanie dzień wcześniej.
-Dziś nieco lepiej. Pakuje się u siebie.-spojrzałam na niego.-Zdejmuj te pieprzone buty! Dopiero myłam podłogę.
-Jeezu.-zaśmiał się pod nosem i na kilka sekund wrócił do przedpokoju.-Teraz wypoleruję ci ją skarpetkami, bo nigdzie nie ma moich kapci.
-Och.-spojrzałam w dół.-Pewnie mówisz o tych.-pomachałam w jego stronę stopą, która była wsunięta w dużo za duży but.
-Złodziejka!-zawołał wesoło, na co jedynie pokazałam język.-Co na obiad?
-Meredith zrobiła makaron z serem, siadaj do stołu. Ciociu!-krzyknęłam w stronę schodów.-Sean przyjechał.

---

Kiedy Meredith pakowała walizkę do bagażnika w samochodzie Seana, moje serce trzepotało niemiłosiernie. Chciałam jej pokazać, że wszystko dobrze, bo do jasnej cholery; jestem już dorosła. Z drugiej strony czułam się jak zagubiony dzieciak i wewnętrznie walczyłam, żeby tylko się nie rozpłakać. Ciotka zostawiła mi pieniądze na zakupy i zrobiła większą porcję obiadu, bym mogła ją sobie odgrzewać. Wytłumaczyła mi jak działa alarm przeciwwłamaniowy, żebym mogła używać go przy wychodzeniu do pracy. Widziałam, że była przejęta wyjazdem tak samo jak ja. Kiedy się z nią żegnałam, wsunęła mi coś do kieszeni kurtki i powiedziała:
-Dla mnie to i tak będzie tam zakazane.-i zaśmiała się ciepło.
Zajęła miejsce z przodu, a Sean zatrzasnął za nią drzwi i podszedł do mnie:
-Za miesiąc święta, Lydia.-zauważył.
-Wiem.-wzruszyłam ramionami.-Przyjedziesz tutaj?
-Wątpię, że dam radę się urwać.-podrapał swoje czoło pod czapką.-I nie wiem, do kiedy Meredith zostanie w sanatorium.
Moje serce zakuło. Zostanę w święta sama?
-Dlatego proponuję, żebyś przyjechała do mnie do Londynu. Co prawda dużo pracuję, ale chociaż wieczory będziemy mogli spędzać wspólnie. Przemyśl to.-uśmiechnął się delikatnie i przytulając mnie na pożegnanie, złożył delikatny pocałunek na moim czole.-Trzymaj się, Młoda.
-Jedźcie ostrożnie.-wychrypiałam.
Patrzyłam na tylną szybę wozu, dopóki nie zniknął za ścianą drzew. Nagle zobaczyłam błysk i kilka sekund później usłyszałam wielki huk nad głową. "Wspaniale",pomyślałam wzdychając, "Jeszcze tylko burzy mi brakowało".
Weszłam do domu, zamykając drzwi z ciężkim westchnieniem. Podeszłam do laptopa leżącego na kuchennej wyspie i szukałam w nim jakiejś ciekawej playlisty, po czym w całym domu rozbrzmiał Gorillaz:
-"I ain't happy, I'm feelin glad..."-zaczęłam podśpiewywać pod nosem, po czym udałam się do swojego pokoju, żeby przebrać się w fartuch do pracy.
Włosy związałam w ciasny kucyk na czubku głowy, grzywkę jak zwykle pozostawiłam wypuszczoną. Patrząc na siebie w lustrze zapragnęłam zmiany koloru włosów, ale postanowiłam, że to może jeszcze chwilę zaczekać:
-"It's coming on, it's coming on, it's coming on..."-wciąż nuciłam, zeskakując ze schodów na dół, ale nagle stanęłam jak wryta.-Co do chuja.
-Serio, Gorillaz?-zaśmiał się Zayn.
-Och, spieprzaj. Ty wyglądasz na fana Backstreet Boys, ale się nie czepiam!-próbowałam ukryć uśmiech i chyba się udało, bo zdziwienie było większe.-Jak tutaj wszedłeś?
-Pukałem, ale nie otwierałaś. Więc nacisnąłem klamkę i było otwarte.-wskazał kciukiem za swoje plecy.
Już wtedy wiedziałam, że jestem do dupy w opiekowaniu się domem. Trochę zasmucił mnie fakt, że taka błahostka jeszcze bardziej docisnęła mnie do ziemi, ale już przywykłam do swoich nastrojów ostatnimi czasy. I wtedy uświadomiłam sobie też, że zbliża mi się okres. Jasna cholera!
-Śpieszę się do pracy, Zayn.-wyminęłam go, sięgając po kurtkę.-Po co przyjechałeś?
-Właśnie z tego powodu.-wyszczerzył głupio zęby, a ja po prostu stałam przed nim zbita z tropu, co mimika twarzy idealnie oddała.-O Boże, żyj trochę i wyjrzyj przez okno.-zaśmiał się.-Jest burza, leje.
-Co w związku z tym?-wymamrotałam, trzymając czapkę między zębami i przeciągając drugą rękę przez rękaw kurtki.
-Chyba nie chciałaś iść w taką pogodę na piechotę?-zmarszczył brwi.
-Nie zawsze będziesz na każde mojej zawołanie, muszę być trochę samodzielna.
-Dobrze. Ale nie musisz być chora i...-popatrzył na zegarek na swojej ręce.-Już prawie spóźniona.-uśmiechnął się jak głupek.-Zakładaj buty, wyłącz muzykę i zamknij drzwi. Czekam w samochodzie.-poinstruował, a ja zrobiłam wszystko w dokładnie tej kolejności.
W duchu ucieszyłam się, że przyjechał. Nieco odprężało mnie jego towarzystwo, od razu lepiej szło mi myślenie. Jechaliśmy w ciszy, ja jedynie wystukiwałam palcami o udo rytm piosenki lecącej z radia. Zaczęłam myśleć o propozycji Seana i stwierdziłam, że nie ma z czym zwlekać. Jeszcze tego wieczoru zamierzałam napisać mu, że przyjadę do niego na święta:
-Wiesz, Sean zaprosił mnie do siebie na święta.-wzruszyłam ramionami patrząc przed siebie.
Uznałam, że to będzie w porządku, jeśli poinformuję Zayna o swoich planach.
-Och, naprawdę?-uniósł brew.-I co ty na to?
-Chyba się zgodzę. Sean jest fajny, miło będzie go bliżej poznać.
Zayn jedynie odchrząknął i na tym zakończył się temat. Zatrzymaliśmy się pod piekarnią, za co serdecznie podziękowałam chłopakowi, a ten nie odjechał, tylko wysiadł z samochodu i szedł za mną do budynku:
-Co robisz?-zdziwiłam się.
-Idę po bułki, dziś jeszcze nic nie jadłem.-mruknął.
Kiedy byliśmy już w środku, Samantha zerknęła na zegarek i westchnęła:
-Spóźniona 6 minut.
-Wiem, przepra...
-... To moja wina, pani Bentley.-wtrącił Zan, uśmiechając się nieśmiało.-Złapałem ją po drodze i trochę się zagadaliśmy.
-Szczęść Boże.-uśmiechnęła się do niego ciepło, na co chłopak jedynie kiwnął głową i przytrzymał jej drzwi, kiedy wychodziła.
Wrzuciłam swój plecak pod ladę, oparłam o nią dłonie i uśmiechając się sztucznie, pochyliłam się w stronę ciemnowłosego:
-Witamy w Fresh Buns. Co podać?
-Poproszę pięć bułeczek z dynią.-pokręcił głową z rozbawieniem i położył przede mną 5 funtów.
Odwróciłam się w stronę wysokich półek z pieczywem i spakowałam do papierowej torby ulubione bułki Zayna. Zawsze wybierał te same, kochał wszystko, co związane z dynią:
-Reszty nie trzeba, Mała.-puścił mi oczko, a ja jedynie przewróciłam oczami, kiedy kierował się do drzwi.-Przyjadę po ciebie jak skończysz, dobrze?
-Nie, dam sobie radę.
-Jesteś pewna?-wyjął jedną z bułek i zatopił w niej zęby.
-Wypróbuj mnie.-uśmiechnęłam się złośliwie.-Miłego dnia!-zawołałam, kiedy machał w moją stronę z pełnymi ustami.
W piekarni nie było dosłownie nikogo, dlatego udałam się do toalety, gdzie z przerażeniem odkryłam, że moja miesiączka nadeszła szybciej, niż mogłam się tego spodziewać. Nie miałam możliwości pójścia do sklepu po jakieś podpaski, dopóki Sam nie wróci ze swojej przerwy, a ta trwała godzinę. Usłyszałam, że klienci wchodzą do środka, dlatego szybko zabezpieczyłam bieliznę papierem toaletowym i wróciłam do lady:
-Zayn?-zmarszczyłam brwi, kiedy zobaczyłam Mulata ponownie wychodzącego ze sklepu.
-Zapomniałem parasola.-pomachał nim w moją stronę.-Cześć, Lydia.
-Zaczekaj!-krzyknęłam i od razu ugryzłam się w język.
Chłopak zmarszczył brwi i podszedł w moją stronę:
-Co jest?
Westchnęłam ciężko i zacisnęłam dłonie w pięści.
-Mam okres.
Mentalnie uderzyłam się w policzek w tamtym momencie. W głowie miałam tylko pytanie, czy naprawdę rzuciłam to tak po prostu. Widziałam, jak kąciki ust Zayna wędrują w górę i nagle usłyszałam parsknięcie:
-Gratulację, Mała. Pierwszy?-zaśmiał się wesoło, a ja oczyma wyobraźni zdążyłam już osiem razy spalić go na stosie.
-Skopię ci za to dupę, dobrze o tym wiesz.-przewróciłam oczami.-Błagam cię.-wcisnęłam mu w dłoń banknot, którym wcześniej zapłacił za bułki.-Skocz do sklepu albo do jakiejś apteki i kup mi paczkę podpasek albo tamponów.
-Chyba sobie żartujesz.-zmarszczył brwi.
-Zayn, błagam.
-Nie mogę!-odsunął od siebie banknot.-Serio myślisz, że to normalne, że ksiądz idzie prosić o tampony? To mała wioska, Li, ludzie będą o nas mówić.
-Nie jesteś jeszcze księdzem, więc nie bądź dupkiem.-oburzyłam się.-Skąd mają wiedzieć, że to dla mnie? I naprawdę obchodzi cię to, że ktoś o tobie mówi?
-To po prostu nie w porządku. Chciałbym pomóc, ale nie mogę.
-Kurwa.-zacisnęłam powieki.-Mówisz o tym, jakbym prosiła cię o zabicie człowieka! Idź do apteki po te pieprzone tampony i po sprawie. Sama nie mogę wyjść, zrozum.
-Naprawdę nie wytrzymasz tej godziny?-burknął, wkładając pieniądze do kieszeni jeansów.
-Naprawdę jesteś idiotą?
-Już, dobrze.-westchnął.-Nawet nie wiesz, jak wiele dla ciebie ryzykuję.
-Mój wybawco!-teatralnie oddałam mu pokłon.
-Głupie babsko.-zaśmiał się wychodząc.-Wisisz mi przysługę!

---

Zbliżała się 22, co oznaczało koniec mojej zmiany. Dzień dłużył mi się tragicznie i miałam ochotę po prostu się rozpłakać. Z pewnością była to wina hormonów, ale wiedziałam, że na mojej głowie i tak jest zbyt dużo rzeczy. Dlatego też, kiedy tylko pożegnałam się z Samanthą i zamknęłam za sobą drzwi piekarni, na moich policzkach pojawiły się pierwsze łzy:
-Przestań wyć, mała suko.-warknęłam do siebie.
Na szczęście o tej porze niewiele osób wychodziło z domów i nikt nie zwrócił uwagi na to, że mówię sama do siebie. Zauważyłam, że śnieg stopniał i wszędzie jest pełno kałuż. Nienawidziłam takiej pogody; ziąb, chlapa, mnóstwo wilgoci. Przez myśl przemknęło mi, czy może faktycznie nie zadzwonić po Zayna, bo wracanie do domu w takim stanie byłoby najgorszym podsumowaniem tego dnia. Ale chyba lubię dawać sobie w kość.
Kiedy mijałam kościół, zerknęłam w stronę plebanii i widziałam sylwetkę Zayna w jednym z okien. Chyba trzymał kubek w dłoni, ale był zbyt daleko, żebym mogła to stwierdzić na sto procent. Poświeciłam latarką w jego stronę, a on pomachał do mnie w odpowiedzi. Uznałam za słodki fakt, że co wieczór sprawdzał, czy bezpiecznie wracam do domu. Czasem faktycznie pozwalałam mu się odwozić, ale to naprawdę nie było dla mnie komfortowe. I nie wiem, czy była to kwestia tego, że nie chciałam nadużywać jego dobroci, czy może chodziło o ostatnie słowa Meredith. Naprawdę nie widziałam nic złego w tym, że się zaprzyjaźniliśmy. Wiedziałam, że wioska jest mała i pełna starszych pań, które lubią sobie poplotkować. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi młody, cholernie przystojny ksiądz i jakaś nowa, obca dziewczyna. To był prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy spojrzałam na Zayna pod tym kątem. Pierwszy raz, od kiedy się spotykamy, przyznałam przed sobą, że mi się podoba. I to wzbudziło we mnie wewnętrzny niepokój, bo co, jeśli Meredith miała rację? Co, jeśli tylko wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę z boku to wygląda nieco podejrzanie? Nagle w mojej głowie zaczęły przewijać się różne obrazy, jak na przykład moment, w którym Zayn przyszedł do mnie obejrzeć jakiś film, który był tak denny, że po prostu położyłam się na brzuchu i zaczęłam czytać książkę leżącą na szafce nocnej, a chłopak wtedy zrobił sobie z moich pośladków poduszkę i leżąc między moimi nogami, spokojnie oglądał film dalej. Albo kiedy korzystałam z toalety, Zayn wszedł do łazienki i w ogóle nie przejmując się moją obecnością poprawiał swoje włosy przed lustrem. Kiedy zamiast "Zayn" podstawiłam sobie w tych sytuacjach słowo "ksiądz", zaniepokoiłam się. Czasem faktycznie nie zachowywaliśmy się jak zwyczajni kumple. To nie mogło tak wyglądać. Przestraszyłam się, że mogę narobić mu kłopotów, a naprawdę nie chciałam być niczyim problemem. I nagle uderzyło mnie to, że może przesadzam. Być może wyolbrzymiłam to wszystko i tylko wyszłabym na idiotkę, mówiąc mężczyźnie o tym. Musiałam przestać o tym myśleć i udało mi się, kiedy tylko zobaczyłam światło na ganku przed domem. Praktycznie pobiegłam w jego stronę i szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zdjęłam z siebie buty, kurtkę oraz szalik, po czym udałam się do kuchni i schowałam tam pieczywo na śniadanie. Wyjęłam z lodówki butelkę słodkiego wina, wzięłam jedną lampkę i podeszłam z powrotem do swojej kurtki. Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam z niej paczkę papierosów, którą schowała tam Meredith. Pobiegłam na górę z wszystkimi fantami w dłoniach i będąc już w łazience, przygotowałam sobie kąpiel. Wiedziałam, że przy miesiączce długie, gorące kąpiele nie są wskazane, ale naprawdę mi pomagały. Związałam włosy w niedbały kok, nalałam wina do kieliszka i z zapalonym papierosem wystającym z ust, zanurzyłam się po barki w pachnącej konwaliami pianie. Ciotka zabiłaby mnie za palenie w domu, ale w tamtym momencie nie mogła mi nic zrobić. Byłam ciekawa, jak to będzie mieszkać samej. Z jednej strony byłam przerażona, z drugiej ogromnie podekscytowana. Podekscytowana tak samo jak tą głupią kąpielą, wyjętą niemal ze sceny z filmu. Lubiłam takie rzeczy, uwielbiałam teatralność i przesadę. Brakowało mi tylko zapalonych świec, kadzideł i muzyki ze starych filmów. Wzięłam łyk czerwonego napoju, który przyjemnie zapiekł mnie w gardło i nagle wpadłam na pewien pomysł. Wytarłam dłonie w ręcznik wiszący na ścianie i wzięłam telefon z półki. Wykręciłam numer i po kilku sygnałach usłyszałam męski, zmęczony głos:
-Lydia?
-Cześć, Sean.-uśmiechnęłam się.-Jak mają się sprawy?
-Wszystko jest okay, Meredith odstawiona do sanatorium.
-Dobrze się trzyma?
-Miejsce jej się podobało. Zadzwoń do niej rano, to się przekonasz. Teraz chyba na to za późno.
-Kurczę, faktycznie. Obudziłam cię?-zapytałam niezręcznie widząc na ekranie telefonu, że jest kilka minut przed północą.
-Chciałbym.-zaśmiał się cicho.-Jeszcze siedzę w biurze, mam problemy z jednym klientem. Narobił mi zamieszania w papierach, muszę to ogarnąć jeszcze dziś.
-O Boże, współczuję Ci.-odpowiedziałam zmartwiona.
-Jest dobrze, Mała. Powiedz lepiej, jak ty się trzymasz. Dajesz radę?
-Tak, wróciłam z pracy godzinę temu, odpoczywam.
-Czyli dom wciąż stoi?-zachichotał, a ja uznałam, że to słodkie, kiedy dorosły mężczyzna to robi.
-Bardzo śmieszne.-uśmiechnęłam się.-Dzwonię w sprawie świąt.
-Och, czyli już to przemyślałaś?
-Właściwie to tak. Myślę, że fajnie będzie się bliżej poznać.
-Czyli przyjedziesz do mnie?-zapytał ożywiony.
-Bardzo chętnie.-wzięłam kolejny łyk wina.


Jutro postaram się o kolejny, dłuższy rozdział. Może jakoś to ruszy XDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz