środa, 23 sierpnia 2017

VI. Nie uważam, że nie jesteś atrakcyjna.


Daję wam taki suchy rozdział, w którym za wiele się nie dzieje, ale to potrzebne, żeby dalej popłynęło XD
Mimo tego, liczę na wasze opinie, Enjoy! x

(zapraszam w zakładki Okolica, Występują i Informowani!)


Przyszła sobota. Leżałam na dywanie w salonie i oglądałam stare fotografie, które znalazłam w pokoju Meredith. Nudziłam się bez niej okropnie, tym bardziej, że był weekend i nie pracowałam. Życie samotnie nie było w porządku, tęskniłam za sierocińcem. Wiem, że brzmi to okropnie, ale tam zawsze kogoś miałam, zawsze miałam się do kogoś odezwać. Tu od czasu do czasu wpadał Zayn, na którego z resztą w tamtym momencie czekałam. Dzwonił do mnie dwie godziny wcześniej i pytał, czy pójdę z nim do fryzjera, ale było zbyt zimno, żebym wystawiła nos poza koc. Zaczął się grudzień, wszędzie dookoła było biało, a ja szczerze nienawidzę tej pory roku. Leżałam pod dwoma kocami, w swetrze i w grubych skarpetach, a i tak zamarzałam z zimna. Kiedy chowałam do pudła ostatnią kopertę ze zdjęciami, usłyszałam pukanie do drzwi:
-Przecież wiesz, że otwarte!-krzyknęłam.
-Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś naga?-zaśmiał się, wchodząc do domu.
-Nigdy nie chodzę nago po domu.-przewróciłam oczami i odwróciłam się na plecy, żeby na niego spojrzeć.
Zayn wszedł do salonu zdejmując z siebie kurtkę i uśmiechnął się delikatnie, po czym potarł dłonią tył swojej głowy:
-I jak?
-Gorąco.-zaśmiałam się.-Nie, poważnie. Wyglądasz bardzo dobrze.
Z długich włosów Zayna, które zwykle związywał w kucyk, został tylko niechlujnie ułożony quiff. Boki były praktycznie całkiem wygolone, a zarost również uległ skróceniu. Wyglądał bardzo świeżo i jakby... Młodziej?
-Och, przestań.-teatralnie machnął dłonią, drugą zakrywając usta.-Zawstydzasz mnie.
-Zamknij się, pipko.-zaśmiałam się.
Zayn odrzucił kurtkę na fotel i po chwili zmarszczył brwi:
-Cholera, dlaczego tu jest tak zimno?-popatrzył na kominek, a ja mocno zacisnęłam powieki uświadamiając sobie, że nie rozpaliłam ognia.-Jesteś głupia, prawda?
-No jestem.-westchnęłam, podnosząc się.
-Leż, Mała, zajmę się tym.-zrobił duży krok nade mną, podchodząc do piecyka i już po kilku minutach biło od niego przyjemne ciepło.
Wpatrywałam się w ogień w milczeniu, a Malik w tym czasie przystawił fotele bliżej kominka i ustawił je naprzeciwko siebie:
-Siadaj, ogrzejesz się trochę.
-Dzięki.-mruknęłam, niezdarnie podnosząc się z podłogi i wlokąc za sobą koce.
Kiedy usiadłam w fotelu i wtuliłam policzek w oparcie, Zayn zajął miejsce w drugim siedzisku i położył moje stopy na swoich udach. Zaczął pocierać je dłońmi, żeby dać im więcej ciepła, a ja nie mogłam pozbyć się z głowy słów Meredith. Uznałam, że trzeba poruszyć ten temat:
-Zayn, uważasz, że to w porządku?-wychrypiałam.
-Co masz na myśli?-zmarszczył brwi.
-No wiesz... Chodzi mi o to, jak się zachowujemy wobec siebie.
-Jeśli chcesz, mogę przestać.-wskazał głową na moje stopy, które wciąż masował.
-Nie tylko o to chodzi.-zmieszałam się.
-Lydia.-pochylił się w moją stronę.-Mów wprost, ja nie gryzę.
Westchnęłam ciężko i odrzuciłam głowę do tyłu z jękiem:
-To wszystko przez ciotkę! Powiedziała mi, że nie podoba jej się nasza znajomość, bo to już nie wygląda "zdrowo".
-Co?-zaśmiał się.
-W sensie... Według niej nie zachowujemy się już tylko jak przyjaciele. Tak myślę.
-Mała, ja za chwilę przyjmuję święcenia kapłańskie. Ona naprawdę myśli, że teraz mam w głowie romanse? Poza tym sama prosiła, żebym wziął cię pod skrzydła. Od niej się zaczęło.
Poczułam się niekomfortowo z tym, co powiedział. Zabrzmiało to tak, jakby przyjaźnił się ze mną ze względu na Meredith, a wiem, że nie miało tak zabrzmieć:
-Widzę w tobie tylko przyjaciółkę, Lydia.-uśmiechnął się pocieszająco, a ja poczułam się jeszcze gorzej.
Grymas na mojej twarzy z pewnością to oddał, bo Zayn zmarszczył brwi, kiedy mnie obserwował:
-Chyba się we mnie nie zakochałaś, co?
-Co?-zachłysnęłam się powietrzem.-Nie! Zgłupiałeś do reszty?!
-Po prostu się upewniam.-mruknął.
Nie zakochałam się w Zaynie, tego byłam pewna. Podobał mi się, ale tu chodziło raczej o wygląd. Uważałam, że był przystojny, nic więcej. Może zbyt gwałtownie zareagowałam na jego słowa, ale pierwszy raz byłam w takiej sytuacji:
-Nie uważasz mnie za atrakcyjną?-powiedziałam, zanim zdążyłam pomyśleć i od razu ugryzłam się w język.
Zakręciło mi się w głowie z nerwów, kiedy zobaczyłam, że Zayn nie odpowiada. Patrzył na mnie z lekko rozchylonymi ustami, jego dłonie przestały masować moje stopy, a ja czułam, jak ubywa tlenu w powietrzu:
-Boże, przepraszam.-ukryłam twarz w dłoniach.-Nie chciałam tego powiedzieć, naprawdę. Błagam, zapomnij o tym.
-Dlaczego o to pytasz?-odchrząknął, ignorując moje słowa.
-Nie wiem, naprawdę. Przepraszam jeszcze raz, nie powinnam.
-Nie uważam, że nie jesteś atrakcyjna.-nerwowo spuścił wzrok na swoje dłonie.-To, że powiedziałem, że widzę w tobie tylko przyjaciółkę nie oznacza, że jako kobieta nie jesteś dla mnie atrakcyjna.
Poczułam gulę rosnącą w moim gardle. Powiedział to? Naprawdę to powiedział? Założyłam pasemko włosów za ucho i poprawiłam się niezręcznie w fotelu:
-Dzięki?
-Nie dziękuj.-zaśmiał się pod nosem.-Takie są fakty.
-To był chyba pierwszy komplement, jaki dostałam w życiu i jest mi tak cholernie głupio, że o to zapytałam.
-Naprawdę nikt wcześniej cię nie skomplementował?-zdziwił się.
-No nie.-wzruszyłam ramionami.-Ale raczej tego nie potrzebuję. Nie umiem przyjmować komplementów.
-Zasługujesz na nie, Mała.-spojrzał mi głęboko w oczy, a ja zaniemówiłam.
To było zbyt intymne i poczułam się naga pod jego spojrzeniem. Nie chciałam, by tak było, bo moja głowa zaczęła tworzyć dziwne obrazy. Zlustrowałam całą jego twarz i zobaczyłam wszystkie te rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Sposób w jaki wydymał dolną wargę, kiedy o czymś myślał, ciemna plamka na białku lewego oka, mała blizna na łuku brwiowym. To wszystko składało się na całe piękno Zayna:
-Gapisz się.-zaśmiał się cicho, a ja od razu wymierzyłam sobie mentalny policzek.
-Ty też!-rzuciłam w niego jedną z poduszek.-To może... Może opowiesz mi, jak będzie z tymi święceniami?
Zayn wstał i ruszył w stronę kuchni, więc zerwałam się i opatulona w koc, podreptałam za nim. Widziałam, jak ogląda się przez ramię i chichocze na mój widok, co wydało mi się być nawet słodkie:
-Święcenia przyjmę tydzień przed świętami wielkanocnymi. Będę musiał wrócić do seminarium.
Usiadłam na jednym ze stołków, podczas gdy Zayn przygotowywał dla nas herbatę:
-Czyli kiedy to będzie?
-Końcem marca albo w kwietniu. Muszę to sprawdzić.
-Nie masz konkretnej daty?
-Dlatego muszę wrócić do seminarium, Li. Tutaj jestem na czymś w rodzaju "praktyk". Przygotowuje się pod okiem księdza Collinsa. Do seminarium wszyscy alumni wrócą na początku marca i wtedy sprawdzą, czy jesteśmy wystarczająco przygotowani do przyjęcia kapłaństwa. I wyznaczą terminy.
-Nie żałujesz?-zapytałam, kiedy Zayn zabrał kubki z parującym napojem i zaniósł je na stolik w salonie.
Zeskoczyłam z krzesła i znowu zaczęłam dreptać w jego stronę, ale przypadkiem stanęłam na koc i prawie upadłam przez potknięcie:
-Zaczekaj.-zaśmiał się i podszedł w moją stronę.-Teraz możesz czuć się jak księżniczka.
Położył jedną dłoń na moich plecach, a drugą chwycił mnie pod kolanami, po czym moje stopy poderwały się do góry. Pisnęłam radośnie i chwyciłam go za szyję, żeby się ustabilizować. Zayn położył mnie na sofie i zajął miejsce na jej drugim końcu:
-Pytałaś czy nie żałuję?
Pokiwałam głową, upijając łyk herbaty, wciąż uśmiechając się przez jego zachowanie:
-Nie wiem.-westchnął ciężko.-Naprawdę nie wiem. Na początku byłem pewien tego wszystkiego.
-To co się zmieniło?-zapytałam zmartwiona.
-Boję się, że za dużo tracę.-zaczął bawić się palcami.-Jest tyle rzeczy, które chciałbym zrobić, ale nawet nie wiem, czy jeszcze mogę. Moja szansa już chyba minęła, a za kilka miesięcy drzwi zamknął się na wszystkie spusty. Trochę mnie to przeraża, Lydia.
Zamyśliłam się, w wyniku czego przez kilka minut w pokoju panowała cisza, zakłócana jedynie dźwiękiem strzelającego w kominku drewna:
-Wiesz.-zaczęłam.-Tak naprawdę sama mam kilka rzeczy, których chciałabym w życiu spróbować. Możemy zawrzeć umowę.
-Umowę?
-No tak. Możemy zrobić te rzeczy razem, zanim cię poświęcą.-zaśmiałam się.
-Okay?-widziałam, że kąciki jego ust zadrżały.
-Dawaj. Mów, czego w życiu nie zrobiłeś, a chciałbyś, zanim zostaniesz księdzem.
-Hmm...-skupił wzrok na podłodze.-Nigdy się tak naprawdę nie upiłem. I nie chodzi mi o jakieś wstawienie, tylko mówię o takim upojeniu, że nie pamiętasz, co robiłaś poprzedniego wieczoru, rano męczy cię kac... Wizja kolejnego dnia już nie brzmi tak dobrze, ale zdecydowanie chciałbym się upić.-zaśmiał się.
-Dziwny jesteś. Ale idę w to!-podskoczyłam na siedzeniu.
-Ty już to zaliczyłaś?
-Nie, o dziwo mam mocną głowę. Miałam sytuację, że nie pamiętałam tylko fragmentów wieczoru, ale raczej wszystko było dobrze.
-Gdzie udało ci się tak zabawić?-zadrwił.
-Robiłyśmy sobie z dziewczynami małe imprezy w sierocińcu. Kradłyśmy klucze do sal lekcyjnych i zamykałyśmy się tam po sprawdzeniu obecności. Naprawdę fajne czasy.-uśmiechnęłam się szeroko.-Co jeszcze chciałbyś zrobić?
-Nie, teraz twoja kolej! Ja już powiedziałem.
-Ale ja nic nie wymyślę tak na "już"!-jęknęłam.-Chociaż czekaj.
-No dalej.-ponaglił.
-To szalone, ale nigdy nie próbowałam narkotyków.
Mężczyzna otworzył szerzej oczy i odkaszlnął:
-Ja też nie.-zaśmiał się.-Chcesz spróbować?
-Skoro już tworzymy listę twoich ostatnich grzechów; jak najbardziej!
-To będzie naprawdę szalone. Poważnie chcesz to zrobić?
-Jeśli mogę zrobić to z tobą, zawsze będę na "tak".-popatrzyłam mu w oczy i widziałam, że był szczęśliwy.-Co jeszcze chciałbyś zrobić?
-Wyjechać w ciepłe kraje i wykąpać się w morzu. Nigdy nie byłem nad morzem, chociaż żyjemy na wyspie.
-Ja chciałabym skoczyć na bungee. Tylko okropnie się boję.
-Kiedy my zrobimy te wszystkie głupoty?-zaśmiał się, przysuwając się bliżej mnie.
-No właśnie...-przygryzłam wargę.-Jak wykraść cię księdzu Collinsowi.
-Skok na bungee to nie problem, pojedziemy do jakiegoś miasta za dnia. Gorzej z dragami czy z upiciem się, bo tego w ciągu dnia wolałbym nie robić. Pijany z rana też nie chciałbym wrócić na plebanię i uczestniczyć we mszy. Najtrudniej będzie wyjechać nad morze.
-Możemy wyjechać na święta!-rzuciłam.-Powiesz księdzu, że wyjeżdżasz do rodziny, chyba masz takie praw...
-W święta jesteś u Seana, Lydia.-popatrzył na mnie poważnie, a ja poczułam wyrzuty sumienia.
-Zapomniałam o tym.
Zayn odstawił pusty kubek na stolik i podparł głowę o swoją pięść:
-W styczniu spróbuję to załatwić. Albo najlepiej w kwietniu, przed wyjazdem do seminarium. Jeszcze to ustalimy.
-A może po święceniach uda nam się coś załatwić. No wiesz. Jak wygryziesz Collinsa i nikt nie będzie cię tu kontrolował.-zaśmiałam się.
-Mała, ale ja nie powiedziałem, że po święceniach tu wrócę.-zmieszał się.
Między moimi brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam, ale zawstydzona mina Zayna utwierdziła mnie w przekonaniu, że się nie pomyliłam:
-Jak to...
-Mówiłem ci, że moja obecność tutaj to taka "praktyka". Nie wiem, gdzie wyląduję jako kapłan. Tutejszy kościół ma swojego duszpasterza i nie zanosi się na to, żeby miał się zmienić. Przepraszam, myślałem, że wiesz.
-Nie wiedziałam.-spuściłam głowę, było mi okropnie smutno.-Znowu zostanę sama?
-Mała, nie zostaniesz sama! Do tego czasu z pewnością wróci Meredith, będzie dobrze.
-Meredith to nie moja przyjaciółka.-burknęłam.
-Och, a ja jestem twoją przyjaciółką?-zaśmiał się miękko.
-Oczywiście, że jesteś. Nikt tutaj nie będzie w stanie mi ciebie zastąpić.
-To miłe, Li.
-Błagam, załatw tego Collinsa i wróć do mnie. Oszaleję tu bez ciebie.-bez zastanowienia podciągnęłam się w jego stronę i położyłam głowę na jego ramieniu.
Zayn jedynie wyciągnął swoje długie ręce i wciągnął mnie na siebie, po czym przytulił mnie mocno w uspokajającym geście, a ja tylko modliłam się w duchu, żeby bliskość między nami nie była tą niezdrową rzeczą, o której mówiła Meredith:
-Nie sądziłem, że to się tak pokomplikuje, Mała. Damy radę, zobaczysz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz