wtorek, 29 sierpnia 2017

VII. Jeśli Bóg istnieje, to powołał go do robienia dzieci.

Rozdział dedykuję cudownej Julii (Twitter: @bloodvampayne), która daje mi takiego kopa w dupę z tym pisaniem rozdziałów, że prawdopodobnie dzięki niej to jeszcze czytacie haha!
Enjoy! x

Od ostatniego spotkania z Zaynem minął prawie tydzień. Siedziałam w pracy z twarzą na ladzie i zdmuchiwałam z policzka pasmo włosów. Sam spisywała ilość konfitur stojących w gablocie przy wejściu i co chwilę wzdychała. Najwyraźniej nudziła się tak samo jak ja:
- Zastanawiam się, po co otwieram piekarnię na tak długo.
- Zwykle już po 18 nie ma klientów. - przyznałam.
- Nie chciałabyś dostać pełnego etatu?
Automatycznie podniosłam głowę i popatrzyłam na nią zdziwiona:
- Jak to pełny etat.
- Normalnie. Zmienię godziny otwarcia od 6 do 16, dałabym ci podwyżkę. Może dołożyłabym pracę w soboty, ale tam krócej mielibyśmy czynne.
- Cholera, zaskoczyłaś mnie. - odetchnęłam, nadmiernie mrugając. - A co z Patricią? Ona też tu pracuje. Co z nią zrobisz?
- Rozumiem, że się zgadzasz. - uśmiechnęła się, poprawiając okulary. - Patricia chce zrezygnować, także wszystko przemawia za moim pomysłem.
- Mój Boże, Sam. Zgoda! - zaśmiałam się. - Byłoby fantastycznie.
- Po nowym roku zrobimy zmiany, zgoda? Na jutro przygotuję ogłoszenie na sklep, a szczegóły jeszcze dogadamy.
- Dziękuję ci bardzo! Nie wierzę, że będę miała pełen etat.
- Spokojnie, dziecko. Jeszcze masz na to czas. - zaśmiała się.
W tym momencie zadzwonił mój telefon, więc popatrzyłam na Sam, a ta skinęła, na znak zgody. Spojrzałam na wyświetlacz, to był Zayn:
- Cześć, Mała.
- Hej Zayn. Co tam?
- Jestem okropnie zmęczony. Collins niesamowicie mnie temperuje.
- Co się dzieje? - zmarszczyłam brwi.
- Uczy mnie. Codziennie od 5 rano siedzę w kościele i pomagam mu pisać kazania na przyszły rok, później wyjaśnia mi przebieg mszy, jakbym tego nie wiedział.
- Mówiłeś mu, że mniej więcej ogarniasz? - zaśmiałam się.
- Mówiłem! - jęknął. - Nie wiem, co mu jest. Co wieczór czytywałem Biblię, teraz mam ją czytać cały dzień, pilnuje mnie jak dziecka. Nie podoba mi się to.
- Pisałeś się na to, przykro mi. - wzruszyłam ramionami.
- Mogę dziś wpaść? Wyjechał do Rochford odprawiać mszę za jakiegoś księdza, wróci dopiero na jutrzejszą wieczorną.
Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że jest 19:38:
- Kończę dopiero o 22, Zayn. Jeśli chce Ci się czekać, to w porządku. Właściwie już możesz do mnie wpaść, wiesz gdzie są klucze.
- Okay, Mała. Będę czekać.
- Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się, wciskając czerwoną słuchawkę.
Podniosłam wzrok na Samanthę, a ta przyglądała mi się z ciekawością:
- Przepraszam, zwykle nikt nie dzwoni, jak jestem w pracy. - zmieszałam się.
- Och, nie tłumacz mi się, dziecko. - zaśmiała się. - Nie to, żebym podsłuchiwała, ale... Spotykacie się?
- Sam! - jęknęłam żałośnie. - On za parę miesięcy zakłada sutannę!
- No właśnie. Za parę miesięcy. - uśmiechnęła się, a ja zmarszczyłam brwi. - Jest młody, przystojny. Ma tyle życia przed sobą. Naprawdę chce je zmarnować na bycie księdzem? To głupota.
- Wiem, że to głupota... - przyznałam cicho.
- To na co czekasz? - parsknęła. - Wyciągnij go z tego, dziewczyno. Już Collins nam przepadł, a uwierz mi, o niego też się zabiegało.
- Ale Sam, on tego chce. To jego wybór.
- Ale nie powołanie. Jeśli Bóg istnieje, to powołał go do robienia dzieci. Nieziemsko pięknych dzieci.
Nie mogłam nic poradzić na śmiech, który wydobył się z mojego gardła.
- Zrobisz jak uważasz, dziecko, ale widzę, że macie się ku sobie. Uważam, że to może mieć potencjał. Przemyśl to.
- Okay, będę o tym myśleć. - zaśmiałam się na ten absurd.
Słowa Samanthy były idiotyczne, bo to jednak naiwne myśleć, że mogę być z Zaynem. Nie żywimy do siebie głębszych uczuć, jesteśmy po prostu kumplami. Dlaczego ludzie myślą, że wiedzą wszystko lepiej i widzą więcej. To głupie:
- Jeśli chcesz, możesz wyjść wcześniej.
- Naprawdę? - wyrwałam się z zamyślenia.
- Tak, możemy w sumie już zamknąć. I tak nikt nie przyjdzie. - wyjrzała za okno.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się pogodnie. - Ale pomogę ci sprzątać, nie martw się.

---

Widziałam, że światło w domu się świeci, co oznaczało, że Zayn już tam jest. Otrzepałam przed drzwiami buty ze śniegu, po czym weszłam do środka i zaczęłam zdejmować po kolei czapkę, szalik, kurtkę, rękawiczki i buty. Poczułam ciepło, co oznaczało, że chłopak rozpalił w kominku. Nie było go w przedpokoju ani w kuchni. Udałam się na górę i weszłam do pokoju, a tam zobaczyłam jedną z najbardziej kochanych rzeczy na świecie; Zayn leżał na moim łóżku z poduszką przyciśniętą do piersi, jego usta były lekko uchylone, włosy opadały mu na czoło. Obok niego leżał laptop i leciały napisy końcowe jakiegoś filmu. Był standardowo ubrany w czarne spodnie, ale tym razem zamiast swetra miał na sobie czarny, opinający jego ciało t-shirt. Uśmiechnęłam się na ten widok i stwierdziłam, że nie mogę go obudzić. Wzięłam swój puchaty koc i okryłam go, żeby dać mu więcej ciepła, po czym zabrałam laptop i odłożyłam go na szafkę nocną. Poszłam do łazienki, w której światło też było zaświecone i zobaczyłam wannę pełną piany i parującej wody. Naprawdę zrobił mi kąpiel. Wyszczerzyłam się jak głupek, bo naprawdę tego potrzebowałam. Zrzuciłam z siebie ubranie i wrzuciłam je do kosza na pranie, związałam włosy w kok i weszłam do wanny. Oparłam głowę o jej krawędź i poczułam przyjemny, waniliowy zapach płynu. Zayn był naprawdę kochany i czasem naprawdę zastanawiałam się, jakby to było, gdyby nie chciał zostać księdzem. Prawdopodobnie byśmy się nie spotkali, to fakt. Ale czy byłby taki spokojny i stonowany, a może wolałby imprezy i podróże. Kto wie, może przez wgląd na ojca miałby już żonę i dzieci. A może by to chrzanił i właśnie kończył studia. Uświadomiłam sobie, jak wiele go teraz ominie i momentalnie zrobiło mi się smutno:
- Hej Mała. - usłyszałam jego ochrypły głos i przysięgam, że miałam gęsią skórkę na całym ciele.
Zayn stał we framudze drzwi i wewnętrzną stroną dłoni przecierał swoje oko. Był bardzo zaspany:
- Kąpię się! - krzyknęłam, bardziej okrywając się pianą.
- Wiem, zrobiłem ci kąpiel. - uśmiechnął się leniwie i podszedł bliżej, po czym przykucnął przy wannie i oparł brodę o jej krawędź. - Nudzę się bez ciebie.
- Szczerze? Ja też. - przyznałam. - Już dziś zdychałam w pracy.
- Właśnie, jak było? - zanurzył palce w wodzie, żeby sprawdzić jej temperaturę.
- Dzień jak co dzień. - westchnęłam. - Nie było za dużo klientów, dostałam pracę na pełen etat, liczyliśmy konfitury, sprzątałam trochę...
- Zaraz, zaraz. - przerwał mi, a ja się uśmiechnęłam. - Dostałaś pełen etat?
- Tak! - pisnęłam.
- O Mój Boże, Lydia! - wyciągnął do mnie ręce i przytulił mnie mocno, częściowo wpadając do wody. - Tak strasznie się cieszę!
- Zayn, nie mam na sobie ubrań! - znów pisnęłam czując, jak moje piersi są przyciśnięte do jego torsu. - A ty już jesteś cały mokry!
- Och, tak. Przepraszam. - zaśmiał się gardłowo.
- Patricia odchodzi i dostanę jej zmianę. - uśmiechnęłam się.
- Ale chyba mi nie powiesz, że będziesz tyrać od 6 do 22. - jego mina zrzedła.
- Nie! Od Nowego Roku Samantha zmienia godziny otwarcia, będę pracować od 6 do 16. Przyzwoicie, prawda?
Zayn kiwną z aprobatą:
- I w dodatku dostanę podwyżkę. Powoli wszystko układa się tak, jak chciałam. - ponownie oparłam się o krawędź wanny i spoglądałam na Zayna, który patrzył na mnie, szeroko się uśmiechając.
- Przepraszam, że zasnąłem. Jestem cholernie zmęczony.
- Nic się nie dzieje. Jesteś uroczy, kiedy śpisz. - ze śmiechem pogłaskałam go dłonią po brodzie, przez co zostało na niej trochę piany.
- O nie, znowu się gapiłaś? - schował twarz w dłoniach.
- Tak! Tuliłeś moją poduszkę. To naprawdę słodkie.
- Pachnie tobą, stęskniłem się.
Patrzyłam na niego uważnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Widziałam, że lekko się zarumienił, przez co po prostu głośno westchnęłam z zachwytu. Nagle do głowy przyszedł mi pomysł:
- Zayn, musimy jechać do marketu. Albo na stację benzynową.
- Po co? - zmarszczył brwi.
- Bo zostaniesz dziś u mnie na noc, więc możemy się porządnie nawalić! - ochlapałam go wodą.

---

Jechaliśmy do miasta, gdzie ludzie nie mogliby rozpoznać Zayna, bo chcieliśmy uniknąć plotek. W radiu leciała zremiksowana piosenka, do której rytmu poruszałam głową czując, że to będzie jeden z lepszych wieczorów, odkąd byłam w Ashingdon. W trakcie jazdy dużo się śmialiśmy i żartowaliśmy, a ja uświadomiłam sobie, że z nim jest tak zawsze. Jego obecność poprawia mi humor i przy nim jestem pozytywniej nastawiona. Przed przyjazdem tutaj nie byłam taka. Wolałam olewać większość rzeczy, nie ekscytowałam się niczym. A z Zaynem było inaczej. Był jak słońce w tą pieprzoną zimę i uwielbiałam swobodę, którą mi dawał. Nagle poczułam smutek, bo przypomniałam sobie, że być może za parę miesięcy odejdzie. Nie wiem jak daleko:
- Co jest, Mała? - popatrzył na mnie, marszcząc brwi.
- Nic, po prostu za dużo myślę.
- Tęsknisz za Meredith? - zapytał nagle, a ja uznałam, że to dobra wymówka.
- Brakuje mi jej. Dom jest całkowicie pusty, nie lubię być tam sama. - westchnęłam. - Dzwoniłam do niej co drugi dzień, aż w końcu mnie opieprzyła.
- Dlaczego? - zaśmiał się.
- Bo "nie jestem chrzanionym dzieckiem, Lydia!". - uśmiechnęłam się. - Meredith jest fajna, tylko strasznie świruje z tym całym Kościołem. Nawet ty tak nie masz.
- A powinienem?
- Broń Boże. - złożyłam dłonie jak do modlitwy i patrzyłam teatralnie w niebo.
Kiedy dotarliśmy do marketu, Zayn poszedł wybrać jakiś alkohol, a ja rzuciłam się na przekąski. Wzięłam 3 paczki chipsów, orzeszki w czekoladzie i jakieś żelki. Przy kasie dorwałam jeszcze paczkę Skittlesów, przez co Zayn pokiwał głową z rozbawieniem:
- Będziesz gruba.
- Ale szczęśliwa. - pokazałam mu środkowy palec, przez co chłopak wygiął się do tyłu ze śmiechu.
Zayn zapłacił za zakupy, za co obiecałam, że kiedyś zatankuję mu samochód. Znaleźliśmy się pod plebanią, gdzie Mulat musiał zostawić samochód, a do mojego domu szliśmy z zakupami na piechotę. Było mi okropnie zimno, dlatego szłam ukryta pod ramieniem Zayna:
- W kominku już chyba wygasło. - zauważył, kiedy byliśmy już w domu.
- Myślę, że sytuacja jest jeszcze do uratowania. - zrzuciłam buty i pobiegłam do salonu, gdzie faktycznie, w kominku było jeszcze trochę żaru.
Dorzuciłam kilka polan i dmuchnęłam parę razy w stronę rozgrzanych węgielków, żeby wzniecić ogień. Zayn w tym momencie rozkładał zakupy w kuchni. Usiadłam na sofie, z której obserwowałam jak chowa wina do lodówki. Po chwili znalazł dwie miski, do których przesypał chipsy, wziął paczkę orzeszków w zęby, a dwa piwa wcisnął sobie pod pachy. Podszedł do mnie z tymi rzeczami, żebym pomogła mu ułożyć je na stole, a następnie otworzyliśmy nasze piwa i delektowaliśmy się ciepłem ognia. Przyniosłam laptop, obejrzeliśmy wspólnie Deadpoola, na którym wcześniej Zayn zasnął, śmialiśmy się przy tym dużo. Byłam wstawiona, przez co co chwilę rzucałam głupie pomysły:
- Powinniśmy kupić Twistera. Chciałabym w to zagrać w tym momencie. - westchnęłam, opróżniając trzecią butelkę.
- Byłoby genialnie. - zaśmiał się Zayn. - Dorzućmy to do naszej listy, zgoda?
- Jakiej listy? - zmrużyłam oczy, na co chłopak roześmiał się głośno.
- Mocna głowa, hmm? - z uśmiechem na ustach również skończył swoje piwo.
- Po prostu nie połączyłam faktów! - pacnęłam go w ramię, drugą ręką sięgając do miski z chipsami.
Zayn poszedł do łazienki, a ja w tym momencie włączyłam jakąś klubową playlistę i otwierając wino wyjęte wcześniej z lodówki, zaczęłam poruszać biodrami w rytm piosenki. Nie kwapiłam się do szukania kieliszków do wina, po prostu tańczyłam z butelką w dłoni i upijałam z niej co jakiś czas po łyku. Zayn wybrał słodkie wino, moje ulubione. Czułam, jak alkohol uderza w moje skronie, przez co wiedziałam, że muszę nieco wyhamować, żeby Zayn nie miał więcej okazji do wyśmiewania mnie:
- Dobrze się bawisz? - zaśmiał się, wyjmując butelkę z mojej dłoni i biorąc potężny łyk.
- Wspaniale. Zatańcz ze mną! - zawołałam.
Zayn chwycił moją dłoń i okręcił mnie wokół mojej własnej osi, po czym razem skakaliśmy w rytm piosenki. Ani ja ani on nie byliśmy najlepszymi tancerzami w tamtym momencie. Widziałam po jego oczach, że porządnie się wstawił. Jednak to nie powstrzymało mnie przed wyjęciem drugiej i już ostatniej butelki alkoholu z lodówki. Zayn opadł jak kłoda na sofę, a ja podbiegłam do niego z winem i położyłam się obok, tuż pod jego ramieniem:
- Robimy głupoty, wiesz? - zaśmiał się z zamkniętymi oczami.
- Kiedy mamy je robić, jak nie teraz? - otworzyłam paczkę Skittlesów i wsypałam kilka do ust, popijając je winem.
- Jest jeszcze coś co chciałabyś zrobić? - Zayn powtórzył moje czynności.
Popatrzyłam na niego, uśmiechając się szeroko:
- A naprawdę robimy kompletne głupoty i nigdy nie będziemy żałować?
- Oczywiście. - również się uśmiechnął.
- W takim razie nigdy nie całowałam się z chłopakiem.
Zayn przez chwilę przestał przeżuwać swoje Skittlesy i popatrzył na mnie poważnie:
- Jesteś tego pewna?
- Jeśli padnie jeszcze jedno pytanie tego typu, już nie będę. - wzruszyłam ramionami.
I to było wszystko, czego potrzebował do kolejnego ruchu. Chwycił mnie za tył głowy i ostatni raz spoglądając mi w oczy, wpił się łapczywie w moje usta. Zaczęliśmy się całować, z każdą chwilą było to coraz bardziej brudne i niewłaściwe. Ale dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że chciałam tego za każdym razem, kiedy byłam z Zaynem. Często obserwowałam jego usta i myślałam o ich smaku i teksturze. W tamtym momencie wiedziałam, że jego wargi były jak niebo; tak delikatne i pełne, że chciałam je przygryzać i zasysać do końca życia. Zayn chwycił mnie za biodra i przeniósł mnie tak, że siedziałam na jego kolanach. Czując, że się zsuwam, złapałam jego ramiona i podciągnęłam się wyżej, w efekcie czego usłyszałam głęboki jęk Zayna. To był prawdopodobnie najpiękniejszy dźwięk jaki słyszałam, dlatego, prawdopodobnie ośmielona przez alkohol, kilkukrotnie powtórzyłam ten ruch:
- Boże, zaraz nie wytrzymam! - sapnął, odrywając się ode mnie.
- Czego, Zayn? - przygryzłam wargę.
- Skoro robimy już tak konkretne głupoty i nigdy nie będziemy ich żałować, to chcę, żebyś wiedziała... - westchnął ciężko. - Cholera, nigdy się z tego nie wyspowiadam. Chcę, żebyś wiedziała, że nigdy nie uprawiałem seksu.

Zapraszam do komentowania, Bejbsy! x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz